Czas… czas… odmierzanie czasu wymyślono chyba tylko dla tego, aby wiecznie się irytować, że tak szybko płynie. Ledwo się człowiek obejrzy, a już mijają kolejne dni i tygodnie… kiedyś może znajdzie się taka osoba, która na bieżąco będzie „relacjonować ośrodkowe życie”… póki co wpisy umieszczamy (oględnie ujmując) rzadko.
Chciałem rok zacząć od wpisu z podziękowaniami za wszystko miłe co nas ostatnio spotkało (a trochę tego dobrego było) ale od samego początku 2017-ty nas nie oszczędza i nie chcąc nikogo pominąć – podziękowania odłożę jeszcze o chwilę (coby nikogo z niewyspania nie pominąć) i opowiem wam jeszcze „ciepłą” historię.
Jeże, sarny, myszołowy, gawrony, puszczyki, etc… 2017-ty zaczął się z przytupem – w samego sylwestra trafiła do nas rozjechana sarna. Dosłownie w samego sylwestra (w noc sylwestrową) i dosłownie rozjechana. Tylna cewka (noga) przypominała skórzany worek pełen kości. Od pierwszego dnia nowego roku sprawdziło się przysłowie, że „prawdziwych przyjaciół…” – dr Ola Dernowska nawet nie zastanawiała się czy jest to dzień wolny czy święto i czy sama jest ostro przeziębiona i ledwo chodzi. Gabinet otwarty, sarna na stół. Niestety pomimo naprawdę długiej i mozolnej walki obrażenia wewnętrzne były tak rozległe, że… nie tym razem.
Kolejne dni to uratowane jeże, myszołowy, gawrony, puszczyki i nagle telefon… BIELIK
W sobotę trafił do nas Bielik w fatalnym stanie. Przywieziony przez dwóch sympatycznych panów ptak nie był w stanie ustać na nogach, głowa nienaturalnie wygięta i wybroczyny z dzioba przedstawiały bardzo nieciekawy widok.
Walkę czas zacząć…
Runda pierwsza. Udało się udrożnić drogi oddechowe i ułatwić pozbycie się śluzu. Noc z soboty na niedzielę to walka z wydzieliną i próby nawodnienia i wzmocnienia organizmu.
Runda druga. W poniedziałek z samego rana Uniwerek i umówione badanie z dr Tomaszem Piaseckim. Najpierw RTG – wszystko wskazuje na to, że kości całe i myślenie o postrzale i zatruciu ołowiem nie ma racji bytu. Czas na laboratorium i pobranie krwi i wymazy. Idziemy po schodach i nagle ptak zaczyna wymiotować czarnym jak smoła płynem… potem uspakaja się… za bardzo… oddech staje się coraz wolniejszy… zanika… NOKAUT. Stoimy przed drzwiami – dr Piasecki stoi razem z nami.
…6…7…8…9…10 KO
Jedyna słuszna decyzja – sekcja… i szok. Bielik miał jelita, a w zasadzie to co z nich zostało w tak fatalnym stanie, że śmierć była tylko kwestią czasu. Podejrzenie padło na środki ochrony roślin podłożone w jakiejś padlinie, a dramaturgii całej sytuacji dodał telefon (podczas sekcji) o znalezionych w tym samym miejscu martwych 2 Bielikach i 5 Myszołowach.
Próbki tkanek Bielika – dzięki wykładowcom UP – trafiły natychmiast do badań, ale niestety na wyniki przyjdzie nam poczekać co najmniej 2 tygodnie.
Bardzo wierzę w to, że jest jakaś ponad ludzka sprawiedliwość na tym świecie i mam nadzieję, że jeśli jest to celowe zatrucie, że sprawce spotka zasłużona kara. Szczerze mu TEGO ŻYCZĘ.